Co powinni mężczyźni wiedzieć o kobietach

Co powinni mężczyźni wiedzieć o kobietach

Długo zastanawiałem się czy pisać o tego typu sprawach na swojej stronie. Jednak poruszam tu wszystkie tematy, które są mi bliskie, więc poruszenie i tego wydaje się naturalne.

Po tych wstępach, powiem wprost: chcę napisać o tym, co sprawia że podobamy się kobietom. I… czego musimy unikać, żeby nie skończyć w szufladce „dziwny gość” albo drugiej, trochę lepszej, ale równie nieprzyjemnej pt.: „przyjaciel”. Tj. wtedy, gdy nie tam chcemy się znaleźć.

Celowe lądowanie w kategorii „przyjaciel” jak najbardziej popieram – miałem w swoim życiu okres, kiedy uganiałem się za wszystkim co czasem używa podpasek/tamponów i nie było w moim otoczeniu zbyt wielu kobiet, teraz mam parę przyjaciółek w kategorii „Święta. Lubić, nie dotykać.” Posiadanie przyjaciółek, do których nie próbujemy się dobrać wysoce podnosi jakość życia. Ale to już temat na inny artykuł.

Czemu uważam, że mam prawo się na ten temat mądrzyć? Cóż, miewałem w swoim życiu różne okresy, jednak ostatnio wspaniałe kobiety zdają się same grawitować w kierunku mojej osoby. Dla wszystkich tych, którzy uważają że jestem piękny (tu, dziękuję) chciałbym przypomnieć, że aż do września kiedy to wreszcie trafiłem do sensownego dermatologa moja buzia wyglądała jak negatyw muchomora i było tak przez długie lata. Nie wydaje mi się to ważnym powodem – to tylko my, faceci, jesteśmy tak płytcy, że interesuje nas tylko uroda. Kobiety szukają czegoś więcej. Jeżeli ktoś uważa z kolei, że moje powodzenie u płci pięknej wynika z faktu, że mogę powiedzieć „jestem pisarzem”, to powiem że bardzo rzadko o tym mówię, a nawet jak wspomnę, to dziewczyny i tak z reguły zakładają, że „pewnie pisze jakiegoś bloga czy coś”. Co więc tak naprawdę się liczy?

Wydaje mi się, że najbardziej istotne są trzy rzeczy:
1. Radość i lubienie siebie.
2. Zdecydowanie i jasna intencja.
3. Nonszalancja – brak przywiązania do wyniku, brak napięcia i niepotrzebnych ambicji.

Lepiej wyjaśnię co dokładnie mam na myśli, używając każdego z tych pojęć.

1. Radość i lubienie siebie.

Neurony lustrzane to część mózgu odpowiadająca za empatię. Oparzysz się, a ja jeżeli to widzę, to niemal czuję ten sam ból. Spójrz na twarze facetów, którzy właśnie obejrzeli w telewizji  piłkarza trafionego w przyrodzenie – twarze kurczą się z bólu w wyrazie „Uuuuuch…!”. A kobiety mają tą część mózgu jeszcze lepiej wykształconą. Przed kolegą może będziemy w stanie ukryć strach i niepewność, ale przed kobietą na pewno nie. Stąd też bardzo trudno sprawić, by ktoś nas polubił, gdy sami szczerze nie lubimy siebie.

Druga część tego pierwszego podpunktu to radość. Musimy być w stanie sami się rozbawić, być w dobrym humorze. Kobiety dadzą nam popalić. Zwłaszcza w klubie, gdzie są nagabywane co pięć minut – faceci szczerzą się do nich, pijani próbują je obściskiwać, a kolejny dziubek właśnie próbuje przeprowadzić z nią wywiad „Jak masz na imię? Jak ci się tu podoba? Lubisz taką muzykę? Mogę ci postawić piwo?” Koszmar! Nic dziwnego, że pierwszą reakcją kobiety na Twój widok jest: „Kogo tu znowu przywiało?!” Mina wyraża zwątpienie, a nawet niechęć. Oczy lustrują cię od góry do dołu… Jeżeli pozwolisz zadziałać swoim neuronom lustrzanym, to po chwili sam patrzysz na nią z ponurą miną i z rozmowy nici. Jeżeli nie boisz się podejść, potrafisz zachować pozytywne nastawienie, a co lepsze jeżeli jej reakcja potrafi cię rozbawić („Haha! To samo co zwykle. No to zaczynamy!”), będziesz w stanie przełamać lody i poznać ją.
Tu notatka na boku: nie wiem skąd to się bierze, ale czym ładniejsza kobieta, tym częściej będzie chciał cię sprawdzić. Rozmawiacie, dobrze się bawicie, a tu nagle ona zaczyna zadawać kłopotliwe pytania, zaczyna ci dogryzać – zupełnie jakby chciała sprawdzić jak sobie z tym poradzisz, z jakiej gliny jesteś stworzony. Lepiej, żebyś nie stracił pewności siebie, bo zaraz obejrzysz jej plecy. Chętnie usłyszę tu zdanie pań, zresztą. To coś co robicie świadomie czy „samo jakoś tak wychodzi”?

2. Zdecydowanie i jasna intencja.

Powiedzmy sobie szczerze. Gdy podchodzisz do kobiety, ona wie o co ci chodzi. Możesz spytać o godzinę, możesz pochwalić jej sukienkę, ale… powiedzmy sobie szczerze: podchodzisz, bo ci się ona podoba. Kiedy ostatni raz postanowiłeś podejść do dziewczyny, która cię kompletnie nie interesowała, tylko po to by pochwalić jej torebkę? Nigdy? Ja jakoś nie fascynuje się kobiecymy torebkami, ale może jestem w tej kwestii odosobniony, hę?
By wyłożyć to jaśniej: od początku waszej rozmowy, ona musi cię traktować jako mężczyznę. A nie jako osobę. Inaczej skończysz jako „przyjaciel”, „kolega”, „ten sympatyczny/dziwny chłopak, który za mną  chodzi”. A tego zakładam nie chcesz. Musisz jasno zakomunikować o co ci chodzi. Możesz to powiedzieć wprost, możesz tylko patrzeć na nią jak na kobietę, a nie jak wystraszony królik na lisicę.
Kolejna rzecz, to zdecydowanie. To ty musisz kierować interakcją. Nie wiem czy to kwestia kultury, tradycji, genów czy różnych energii kobiety i mężczyzny, ale zwłaszcza na początku to ty musisz włożyć cały wysiłek w podtrzymanie rozmowy. Później to też od ciebie musi zależeć co robicie w danym momencie. Musisz wciągnąć ją w twój świat. Jeżeli zadajesz jej pytania, a potem słuchasz o zakupach/tuszach do rzęs/jej nowym króliku, to nie dziw się później że zostajesz jej koleżanką. Kobiety lubią, gdy masz plan na to co robicie później, gdy wiesz o czym chcesz rozmawiać. Tu zresztą zlewa się to z pierwszym punktem: mów o tym co ci sprawia radość, co jest twoją pasją. Mam kumpla, który każdej kobiecie opowiada o swoich podróżach – oczy tak mu błyszczą, że nawet najbardziej zagorzała domowniczka-anty-wyjazdowa zaczyna słuchać z wypiekami na twarzy. Mi zdarzyło się zafascynować dziewczynę opowiadając o funkcjach półkul mózgu, a dam sobie rękę obciąć, że gdyby trafiła na taki artykuł w gazecie, to z obrzydzeniem przerzuciłaby od razu parę stron dalej – z zapasem na wszelki wypadek.

3. Nonszalancja

To niezwykle ważne i chyba najtrudniejsze. Tak jak twoja intencja zapewnia, że dojdziecie razem tam, gdzie chcesz (a nie na zakupy), tak nonszalancja pozwala ci zachować swobodę działania. To ty musisz ocenić czy ktoś spełnia twoje wymagania, ty wybierasz tak samo jak ona. Nie możesz się za bardzo nakręcić, za bardzo spiąć. Jeżeli „musisz” kogoś poderwać, to po chwili rozmowa z tobą staje się równie przyjemna jak rozmowa z telemarketerem, starającym się sprzedać ci polisę na życie. Kobieta czuje, że czegoś od niej chcesz (czuje jakby nagle podszedł do niej bezdomny) i spina się. Nie lubimy żebraków, nie lubimy sprzedawców. Lubimy sami kupować.

Jeżeli twoje podejście to: może coś z tego wyjdzie, a może nie – zajdziesz dużo dalej. Będziesz zrelaksowany, nie będziesz się martwił co masz powiedzieć, bo słowa same będą ci przychodzić do głowy. Tak jak to ma miejsce, gdy rozmawiasz z kimś od kogo niczego nie chcesz: z przyjacielem. Gdy starasz się coś osiągnąć, gdzieś rozmowę doprowadzić w mózgu włącza się mały szachista i po chwili brzmisz nienaturalnie, a mały szachista cenzuruje twoje myśli i co chwila strzelasz sobie w stopę nie mówiąc tego co ci przychodzi do głowy tylko myśląc nad „czymś naprawdę błyskotliwym”! Jeżeli jakiś kumpel powiedział ci kiedyś: „To łatwe, po prostu bądź sobą.” to dokładnie to miał na myśli. Nie analizuj, nie staraj się zanadto – po prostu bądź.

I tyle.
Pewnie jeszcze rozwinę ten temat. Jest parę podstawowych rzeczy, które dają nam szczęście: przyjaciele, robienie tego co się kocha, zdrowie i… seks (nie mówiąc już o miłości). Warto dbać o te obszary naszego życia.
Póki co życzę wspaniałych nowych znajomości i romansów. Zaczęła się wiosna, ciała się budzą – cieszmy się!