Pamiętać o śmierci

Pamiętać o śmierci

Dyskrecja śmierci (ale i dyskrecja choroby)! Ktoś kto by nie wiedział, że się umiera na tym świecie, mógłby latami przechadzać się po naszych ulicach, drogach, parkach, polach, placach, zanimby odkrył że coś takiego w ogóle ma miejsce.” Witold Gombrowicz

Jak absolutnie niebywałym jest, iż potrafimy przeżyć całe tygodnie nie poświęcając temu myśli. Zaprojektowaliśmy całą naszą kulturę tak, by nie pamiętać. Wszystko dzieje się poza sceną. Przemykają tylko w tle karetki, karawany… Nikt na to nie zwraca uwagi. No, może jak ktoś w rodzinie umrze, to przez tydzień czy dwa nagle widzimy te czarne samochody, ale potem? Znowu cisza, spokój.

Pamiętać o śmierci

Zmarły mi (tak, mi, bo tak odczuwamy śmierć bliskich) dwie bardzo ważne osoby. Dawno już temu. Dziadek, z którym mieszkałem, kiedy miałem 12 lat i najbliższy przyjaciel z lat dziecięco – nastoletnich Sebastian, kiedy miałem lat 18. Spędziłem też sporo czasu w szpitalach i o śmierci myślę dość często, ale nawet mi zdarzają się dni – ba! często mi się zdarzają! – kiedy wcale o tym nie myślę.

Moje decyzje, a co za tym idzie moje życie zostały mocno zmienione za sprawą jednego zdania, które powtarzałem sobie latami. Pisałem je na szczycie strony i z uporem maniaka wypisywałem odpowiedzi. „Co zrobiłbyś, gdybyś wiedział, że zostało ci 6 miesięcy życia?” Jaka byłaby Twoja odpowiedź?

Może jestem naiwny, ale jakże inaczej wyglądałyby nasze życia, gdybyśmy naprawdę pamiętali. Czy wiązalibyśmy się kredytami do nudawych zajęć, do biurek w klimatyzowanych akwariach? Czy spędzalibyśmy jedną trzecią życia stukając w klawisze i drepcząc po niekończących się wykładzinach? Czy gapilibyśmy się w migające okienka telewizorów i komputerów? Z czego jeszcze byśmy zrezygnowali? Co byśmy zaczęli robić? Czy nagle dzwonienie do starych znajomych stałoby się nawykiem? „Ten człowiek był dla mnie kiedyś wybitnie ważny. W każdej chwili każde z nas może umrzeć, zniknąć. Muszę zadzwonić!”

Żywa świadomość własnej śmiertelności

Kontynuując moją historię. Nie, nie zacząłem dzwonić do moich starych znajomych. Uświadomiłem sobie jednak jak niezwykle mocno żyje we mnie pragnienie pisania. Zdanie to przeczytałem w książce Briana Tracyego mając osiemnaście lat. W liceum wiedziałem, że chcę pisać, ale… ta myśl spała we mnie głęboko. Idąc na studia miałem już pewność, jednak nawet wtedy, nawet nią dysponując potrzebowałem sześciu lat, by rzucić się w to z pełnym impetem. Myśl o śmierci pozwoliła mi pokonać strach, ale trwało to mnóstwo czasu. Czemu? Bo wydawało mi się, że mam czas. Musiał przyjść moment, kiedy ujrzałem się siedzącego za korporacyjnym biurkiem po kres swojego życia, musiała przyjść myśl: minęło właśnie pięć lat studiów, a przecież dopiero co byłem w liceum! Musiałem zrozumieć, że mój czas tutaj minie szybko, zanim się obejrzę. Musiałem uwierzyć, że śmierć jest czymś realnym, a nie czymś co może kiedyś przyjdzie, jak nieprzymierzając teleport czy kolonizacja księżyca. Co więcej, to nie musi być za „szybko mijające” pięćdziesiąt lat. To może być jutro.

Jutro? Owszem. Biorąc pod uwagę procent populacji umierający każdego dnia i ilość czytelników moich artykułów, mogę podać przykry wynik: ktoś, kto przeczytał te słowa umrze w tym miesiącu. Może ty?

Nie wiem jak Ciebie, ale mnie ta myśl ożywia, mobilizuje. Jest… pozytywna.

Przypominajka

To nie jest nowy temat. Memento mori, religie, filozofie… Sporo o tym napisano. To nie o to jednak chodzi, że nikt o tym nie wie. Dramat (może to za mocne słowo? może tylko problem?) polega na tym, że się o tym nie pamięta. A zachęcam do przypominania sobie.

Może jakaś karteczka nad lustrem? Może maźnięcie lakierem do paznokci klamki do mieszkania, może coś przy kluczach, może ryska na telefonie? Proszę to jednak robić na własne ryzyko. Pamięć o śmierci może podziałać na Twoje życie jak dynamit na kopalnię. Pojawi się złoto, ale huk będzie olbrzymi i bez dymu się nie obejdzie.