Porządek w finansach

Porządek w finansach

Kończący się rok podatkowy zainspirował mnie do uporządkowania swoich finansów. W końcu nie po to pracuję i skrzętnie odkładam przynajmniej 30% swoich miesięcznych dochodów, żeby potem całość błąkała się niewiadomo gdzie.

Pierwsze wrażenia: jakbym wszedł na zagracony strych. Jakieś lokaty odnawiające się od trzech lat, na które nie wiem nawet jak się dostać, bo zakładane jeszcze na inny dowód i adres przed przeprowadzką, jakieś konto ze starej inwestycji, konto osobiste bez oprocentowania… Rzeźnia.

Nie zawsze tak było

Co ciekawe nie zawsze tak to u mnie wyglądało. Jako osiemnastolatek zainteresowałem się inwestowaniem na giełdzie i najdrobniejsze zarobki czy nawet pieniądze jakie dostałem na gwiazdkę/urodziny itp. ładowałem w inwestycje. Wszystko było elegancko zapisane w Excelu i w każdej chwili wiedziałem na czym stoję. W rezultacie w trakcie studiów odłożyłem ok. 60 tysięcy złotych i radośnie wpompowałem je później w mieszkanie (w idealnym momencie, dodajmy wycofując się z giełdy: tuż przed spadkami 2007 roku). W tym miejscu klepię się po ramieniu. ; )

Co się stało się?

Się stało to, że w czasie kryzysu przestałem ogarniać w co warto inwestować. A jak się nie wie w co inwestować, to… lepiej wcale tego nie robić. W rezultacie moje całe zainteresowanie obszarem finansowym swojego życia zniknęło i chęć do pilnowania co się tam dzieje podobnie. Pańskie oko konia tuczy itd, itp.

Nie jest to jednak usprawiedliwieniem. Policzyłem sobie właśnie, że gdybym trzymał swoje oszczędności na jakiś sensownych lokatach przez ostatnie trzy lata, byłbym dobrą pensję do przodu. Ugh… Nigdy więcej takiego zaniedbania!

Warto?

Czy warto inwestować i oszczędzać? Moim skromnym zdaniem: jak cholera. Pominę już nawet taką oczywistość jak ułudę wiary w ZUS. W okresie studiów duża część z moich inwestycji zdążyła wzrosnąć o ponad 100%. Zupełnie jakby obok mnie pracowała druga osoba! Warto zainteresować się tematem jak najszybciej, bo czas zawsze działa tu na naszą korzyść – nie ma wielu obszarów życia, gdzie samym czekaniem można dużo ugrać (komunikacja miejsca zajmuje mocne drugie miejsce w tym temacie).

Wreszcie nie do pogardzenia elementem inwestowania jest to, że odzyskujemy kontrolę nad ważnym aspektem naszego życia, a z mojego doświadczenia wynika, że im większą czujemy kontrolę, tym lepiej się czujemy. Wiedza o tym na czym stoimy finansowo wzmaga nasze poczucie pewności siebie, dojrzałości… Można poczuć się lepiej ze sobą, zupełnie jak po wizycie w siłowni czy… kupnie nowego „ciucha”.

Ciężko?

Oszczędzanie wcale nie musi być nudne czy uciążliwe. Kiedy widzimy przyrosty mamy frajdę jaką najłatwiej mogę porównać z gry w ulubione gry komputerowe w podstawówce. Poza tym, gdy już ustalimy jaki procent miesięcznie odkładamy, wszystko inne możemy absolutnie czystym sumieniem i bez auto-wyrzutów przepuścić. Tu pytanie do koleżanek: kiedy kupowałaś coś ostatnio bez jakiegokolwiek poczucia winy? ; )

Jak zacząć?

Przede wszystkim warto zobaczyć ile właściwie mamy na koncie. Potem zrobić listę naszych innych inwestycji (jeżeli takowe mamy) i długów (jeżeli są). Już samo to poprawi nasze samopoczucie (nawet jeżeli sytuacja jest kiepska) – wreszcie przestaniemy chować się przed naszą sytuacją. Musimy wiedzieć na czym stoimy. Kolejnym krokiem jest poczynienie choćby najdrobniejszej inwestycji – większość firm finansowych umożliwia założenie lokaty już od 500 zł, a jeżeli robimy to w naszym własnym banku to nieraz kwota może być zupełnie dowolna.

W drugim etapie warto zdecydować się na odkładanie pewnej kwoty albo procentu co miesiąc: 10% zarobków, to dobra suma – właściwie nie zwrócimy na nią uwagi, a na koniec roku, będziemy mieć zaoszczędzone półtora pensji. W tym momencie uwaga: jeżeli spłacasz kredyt, upewnij się, że lokata ma lepsze oprocentowanie niż kredyt, w przeciwnym wypadku – spłać szybciej kredyt i tam pakuj te 10%!

Co dalej? Czekamy. Samo się zrobi. : )