Nic głupszego niż martwienie się

Nic głupszego niż martwienie się

Jeżeli miałbym wskazać jakieś zajęcie, które byłoby największą na świecie stratą czasu, bez wahania wybrałbym zamartwianie się. Ewentualnymi konkurentami byłoby rozpamiętywanie, oddawanie się poczuciu winy i gdybanie. Wszystkie są kompletnie pozbawione sensu. Są luksusem, z którego nie warto korzystać. Zostańmy jednak przy „martwieniu się” – skąd to paskudztwo się bierze, czy ma jakąś funkcję i – co najważniejsze – jak to przepędzić ze swojego życia?

Zapisz to

Co to właściwie jest zamartwianie się? Jest to wizualizowanie przyszłych wydarzeń w sposób negatywny i to na różne możliwe sposoby. Generalnie sama funkcja mózgu jest całkiem przydatna: umożliwia nam np. przyjęcie do wiadomości, że skok z dachu może źle się skończyć. Problem polega na tym, gdy pozwalamy się jej zapętlić. Nasz mózg puszczony samopas powraca w koło do tych samych wizji, nie podejmuje wniosków i wraca do tego samego problemu, przy pierwszej lepszej okazji, w dodatku zastając go na tym samym etapie, nie zmieniając nic po drodze.

Jest to wyborna metoda na zmarnowanie długiego niedzielnego popołudnia. Co więc możemy zrobić? Żeby wyzwolić mózg z ciężaru warto opisać problem lub sytuację w paru zdaniach, a następnie wypisać możliwe negatywne rezultaty, w tym te naprawdę złe. Samo to może nam przynieść spokój.

Jako jednak, że jesteśmy dorośli i nie tylko nie chcemy się martwić, ale też i zmierzyć z rzeczywistością w następnym kroku powinniśmy wypisać pomysły na poradzenie sobie z sytuacją i wreszcie zdecydować się na jeden z nich. Słowem przygotuj się na najgorsze, a oczekuj najlepszego. Skierowanie uwagi na rozwiązania i odciągnięcie jej od ponurych scenariuszy powinno wyprowadzić nasz umysł na prostą – nie ma nic bardziej przerażającego niż niejasny problem i nic skuteczniejszego niż dokładne go zdefiniowanie.  A gdy nazwiemy i zaakceptujemy najgorszy możliwy scenariusz możemy się wziąć do roboty i zrobić wszystko się, by nie miał miejsca.

Może jeszcze raz dla wyklarowania:

1. Zdefiniuj problem

2. Przeanalizuj implikacje

3. Zaakceptuj najgorszą możliwość

4. Odpowiedz na pytanie: co mogę z tym zrobić?

5. Opracuj plan działania

6. Zabierz się do roboty

Skup się na działaniu

Gdy ustalisz plan działania, po prostu rusz do walki nie myśląc o skutkach. Tylko tak możesz być naprawdę efektywny. Jeżeli uznasz, że nie jesteś w stanie podjąć decyzji, działaniem będzie po prostu zebranie większej ilości danych. Nieraz zamartwiasz się sytuacją, która wyklarowałaby się, gdybyś tylko posiadał więcej informacji. Może klient wcale nie chce Was opuścić, może firma wcale nie chce Cię zwolnić, może ceny jakiegoś tam surowca wcale nie mają spaść? Wszystkie te zmartwienia może rozwiać parę rozmów i zdobycie paru informacji.

Koniec, końców jakiekolwiek działanie jest lepsze od pustego zamartwiania się. Jeżeli z daną sytuacją nic obecnie nie da się zrobić, to znaczy, że… NIC SIĘ NIE DA ZROBIĆ i jak sama nazwa wskazuje, lepiej zająć się czymś innym, a tej sytuacji pozwolić się samej zakończyć lub wyklarować. Powiedzmy sobie szczerze: są na tym świecie rzeczy nieuniknione i musimy się z nimi pogodzić. Martwienie się o nie jest jeszcze głupsze od martwienia się o rzeczy, na które mamy wpływ.

Tu i teraz

Jak wspomniałem w poprzednim akapicie zamartwianie się to wizualizowanie przyszłych wydarzeń. No właśnie, przyszłych. A po co nam to, skoro żyjemy w teraźniejszości?

Gdy już ubierzemy nasz problem w racjonalne ramy, tak jak to opisałem, musimy wyrzucić go z umysłu i skupić się na tym, co rzeczywiście możemy zrobić, na najbliższym kroku. Nic mądrego nie przyszło nikomu z marnowania czasu na martwienie się o rzeczy, na które nie mamy w danym momencie wpływu: nie powstrzymało to żadnej burzy i nie naprawiło żadnego samochodu. Co więcej, choć trudno w to uwierzyć, nie powstrzymało to żadnego małżonka/kochanka przed niewiernością. Nie mówiąc już o szokujących danych nieskuteczności zamartwiania się w powstrzymywaniu wypadków samochodowych.

Zaakceptujmy niedoskonałość

W zaprzestaniu zamartwiania się może też pomóc zaakceptowanie faktu, że nie będziemy w stanie zrobić wszystkiego idealnie. Z reguły „dość dobrze” wystarczy. Nie ma ludzi idealnych i pozwolenie sobie na popełnianie błędów zdejmie nam nie jedną troskę z ramion – jak powiedział Elbert Hubbard: „Każdy człowiek jest kompletnym idiotą, przez jakieś pięć minut dziennie. Rzecz w tym, żeby nie przekraczać tego limitu.”

Pamietajmy o tym co dobre

Wreszcie pamiętajmy o dobrych rzeczach jakie nas spotykają. Skupianie się na nich jest naprawdę sto razy bardziej produktywne. Zresztą przekonałem się, że w praktycznie każdej trudności tkwi równie ciekawa możliwość. Jak powiedział mi kiedyś, w cudownie łamanym angielskim, legendarny designer Vitry i architekt, Antonio Citterio, opowiadając mi o wyjątkowo trudnym projekcie: „Jeżeli jest trudno, to ja tak lubię. Jeżeli masz problem, to masz szczęście, bo będziesz musiał go rozwiązać i efekt będzie dużo ciekawszy.”

Inni

Jako ostatnią broń przeciw zmartwieniu mogę tylko polecić pomoc innym. Mówię poważnie. Zamartwianie się, to siedzenie w swoim nędznym małym kokoniku i obawianie się, że zrobi się jeszcze bardziej ciasny lub duszny. Kiedy jednak przestaniemy się skupiać na własnym zapyziałym żyćku i wyjrzymy na zewnątrz, wszelkie nasze troski znikną. Jest tyle osób, w o tyle większej pupie niż my! Ma to oczywiście dodatkowy plus, w postaci zajęcia się czymś realnym. W tym miejscu przypomnę: zmartwienie to zajmowanie się czymś wirtualnym, w przestrzeni wirtualnej. To taka trochę nieprzyjemna gra komputerowa, w którą gramy z masochizmu połączonego z przyzywczajeniem. Wyłącz tę grę!

Na koniec dwa słowa o przeszłości

Zamartwianie się to załamywanie rąk nad przyszłością. Jak powiedziałem w pierwszym zdaniu, załamywanie rąk nad przeszłością jest równie głupie. Wszelkie próby wyrównywania rachunków, rozpamiętywania krzywd, niesprawiedliwości i świństw, płakanie nad wylanym mlekiem… To kosmiczna strata czasu! Tak, ludzkim jest oddawanie się tym idiotyzmom, ale ludzkim jest też chęć jedzenia zawsze najsłodszych i najtłustszych rzeczy, a także lęk przed obcymi. Jakoś jednak jemy też zdrowsze rzeczy i poznajemy nowych ludzi. Jeżeli tam możemy być racjonalni, to i w tym obszarze stać nas na chłodną głowę. W dniu, w którym na genitaliach zaczynają wyrastać Ci włosy tracisz prawo do puszczania umysłu samopas. Po to mamy wolę, by ten nasz knąbrny mózg nakierowywać na produktywne myśli i działania. Tj. prawo pewnie i mamy dalej, ale… czy warto tracić czas, zdrowie i spokój ducha na zmartwienia i gdybania, gdy istnieje na tym świecie tak wiele wspaniałych alternatyw?